środa, 1 grudnia 2010

Wielkie tureckie wesele

01.10.2010

To nie pierwsze tureckie wesele, na którym byłam, ale równie huczne jak to w tej części świata bywa. Edu, jako szef pana młodego musiał sobą coś prezentować. Elegancki garnitur, wyprasowana koszula, krawat. Ja, aby nie odstawać, jako osoba towarzysząca szefa w „małej czarnej” z tym, że długość dobrze skontrolowana.

Zaproszenie w ręce, już jesteśmy spóźnieni, Edu, jako przedstawiciel południowej Europy mówi, że wszystko jest ok., śmiejąc się mówi, że powiemy, że to moja wina.

Wychodzimy z mieszkania, telefon- Juan Carlom dzwoni i pyta, w czym idę, bo jego żona pyta( oni też maja być na weselu a my jesteśmy w drodze i już jesteśmy spóźnieni). Po 40min jazdy okazuje się ze wesele jest na drugim końcu Antalyi, rozbawieni słuchamy i tańczymy w samochodzie słuchając dyskotekowych kawałów- odstresowanie. Jeszcze przystanek na siusiu, gdzie do mojej „małej czarnej” przyczepił się suchorośl a na diamentowe sandałki przykleił liść. Jedziemy dalej. Stres, żeby jak najlepiej wypaść. Jeszcze nigdy nie byłam w tak oficjalnej sytuacji.
Wchodzimy wolno(spóźnienie) na drewniane deptaki, zaczęło się przedstawianie, lekkie przytaknięcie głową Memnum oleum(mi też miło poznać). Impreza na wolnym powietrzu, okrągłe stoły poprzykrywane lekkimi, białymi tiulami. Przekąski weselne, kanareczki, przy każdej dziewczynie mały weselny upominek.














czwartek, 25 listopada 2010

Anne Gözleme

Jak rano wstałam- czytaj godz 9:00 to leżał rozwalony jak żaba w dużym pokoju. Pojechaliśmy do naszej ukochanej od dłuższego czasu Annegozleme anne(mama) gozleme(rodzaj placka tureckiego). Oczywiście jechaliśmy w 6 osób w samochodzie. Mieszanka kulturalno-wyznaniowa. Mmmm jak ja Wielbami to miejsce. Co niedziela jest zapełnione przez liczne rodziny tureckie jedzące tu śniadanie (dla nas to tez śniadanie o godz 15). Annegozleme już nas dobrze zna, rozpoznaje już z daleka i wita nas serdecznie.

http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=62958&page=82


 Ubrana w tradycyjny strój, spodnie z szerokim krokiem i chustka na głowie. Wita nas Hosgeldiniz. Wszystko własnej produkcji. Zamawiamy „to co zawsze” 2 rodzaje gozleme z serem żółtym kaşarlı gözleme, białym serem peynirli gozleme , chlebek świeżo pieczony, masło, kilka rodzajów oliwek, pomidory, ogórki, biały ser, miód, słodkie rzeczy … oczywiście herbata z podgrzewaczem.
przykładowe gozleme


O tej porze roku gdy dla Turków jest już zimn o i to miejsce jest spokojniejsze a tym bardziej że to nie niedziela. Uwielbiałam tu swego czasu spędzać niedzielne popołudnia.

Piątkowe szaleństwo

Piątek, tak jak za czasów Erasmusa tak i teraz to dzień imprezy. Cały dzień spędzony na leniuchowaniu. Wieczorem zbiórka jak za starych czasów. Spotkanie na amfiteatrze na starym mieście zwanym Kaleici. To miejsce to punkt spotkań Młodzieży, tej tureckiej i zagranicznej, wspólne śmiechy, śpiewy i granie na gitarze. Tu zaczyna się każda noc a kończy w jednym z clubów ukrytych w murach w ciasnej uliczce. I my też nie opuściliśmy i dalej jesteśmy wierni KING Bar. To tu jako pierwsi erasmusi wszczepiliśmy imprezowy nastrój i widzę, że tak już długo zostanie. Wstęp oczywiście gratis dla Erasmusów, a za ładny wygląd jeszcze przy napojach jakiś gratis się trafi.


Impreza na całego, jak zwykle Eduardo pokazuje swój hiszpański temperament i zaciąga to salsy i innych tego typu tańców. Po czym usłyszałam od jednego Erasmusa- Wy tak zawsze…?

Godz 4:00 i to nie koniec. Zabieramy Hiszpankę Evę i włoszkę Federicę i jedziemy do naszego mieszkania. Ale oczywiście nie jedziemy w 4 osoby, to nie tutaj takie zwyczaje.

W samochodzie siedzi nas 9 osób, po roku mieszkania tutaj już się do tego przyzwyczaiłam, więc siadam na przedzie i biorę na połowę siedzenia włoszkę. Eduardo rozbawia nas co jakiś czas gwałtownie hamując. Pod strzeżonym budynkiem parkujemy, wychodzimy ostatecznie w 4 rozbawieni. Witamy się o godz 5:00 z security. Gunaydin bo to już rano.

Ładujemy się do eleganckiej, oszklonej winy i cicho przemierzamy każde z pięter aż do ostatniego. Ale ktoś wpada na pomysł przejażdżki kilka razy i picia na czas fanty z butelki. I znowu zabawa…


Po 3 zjazdach z 10 pietra wchodzimy do nagrzanego jeszcze z dnia mieszkania. Ciepły wiaterek przelatuje od wejścia do otwartego balkonu. Zaczynamy od nowa jest już grubo po 5:00. Zaczynamy jeść co popadnie z lodówki. Ale wpadam na pomysł żeby wykąpać się w naszym basenie pod mieszkaniem. Kto pierwszy do windy.

Rozbawieni mijamy palmowy ogród, buty zostały pod domem. Wskakujemy do wody, śmiech i nagle pan z ochrony z wiadomością że bardzo przeprasza, że musi nam przerwać zabawę ale do basenu została wpuszczona substancja czyszcząca. Grzecznie wychodzimy, zwijamy się w ręczniki życzymy dobrej nocy(raczej dnia) i wracamy.

Eduardo oczywiście musiał spróbować żubrówki przywiezionej z Polski, więc razem z włoszką i hiszpanką się delektowali. Eduardo dziękował, że przyjechałam śmiesznie wyglądał z takim humorem. Przeszkadzając mi w wejściu do WC odgrażałam się maszynka elektryczna do golenia. Chciałam mu do żartów ogolić jeden baczek ale skończyło się na włosach na brzuchu, tak właśnie a potem dołączyły się Federica i Eva i wyglądał jak brzuszek niemowlaka. Baczków nie mogłam ogolić bo jutra mamy iść na wesele jednego z jego pracowników, więc nie wypada szefowi ;)a potem spędził po naszym polskim trunku noc w łazience.

środa, 17 listopada 2010

Pierwszej nocy było tak upalnie, że nie mogłam zmrużyć oka. W ruch poszła klimatyzacja, napoje, nawet myśl o mokrym ręczniku. Rano, które tam zaczęło się o godzinie 11 pojechałam na teren Akdeniz, tradycyjnie dziesiątki znajomych, herbata za herbata, kawa za kawą…Na pytania czy mam czas i zaproszenia mówiłam, żeby wszyscy pisali na facebook(serio gościnność w tym kraju mnie przerosła)
Turecka kawa




 

Po południu przyjechał Edu a potem poszliśmy na sushi- ah jakie to nie tureckie. Hahaa. Noc spędziłam spontanicznie, jak za czasów studiów u kumpeli Serap, która wymyśliła kąpiel w basenie o 3 w nocy i oglądaniu tureckich seriali. A o serialach napisze w osobnym poście.


Sushi w międzynarodowym gronie



Wielka Niespodzianka i widok z marzeń

Dom z widokiem na morze…taki z filmu istnieje w Turcji w Antalyi. Zamknijcie oczy, wyobraźcie sobie mieszkanie na 10 piętrze, z wielkim salonem , ścianą ze szkła i widokiem z jednej strony na morze z drugiej na góry…Ja czasami lubię żyć filmowym życiem, i czasami nie umiem uwierzyć że takie życie mi się przytrafia. Ale to wszystko zasługa myślenia… spróbujcie.


Z uniwersytetu odebrał mnie Juan Carlos(Hiszpan) z kartką w ręku CRAZY POLISH ONE, WELCOME IN ANTALYA.(tak jak kiedyś sobie wymarzyłam- marzenia się spełniają ;))

I wtedy zobaczyłam to mieszkanie. Pierwsza rzecz jaką przyciągnął mój wzrok to tablica a na niej napisane powitanie przez Eduardo a w nich słowa ..Czuj się jak u siebie w domu…
Tacy właśnie są przyjaciele. Niestety nie mogłam się dzisiaj spotkać z Edu bo był w Izmirze wiec chata cała dla mnie:).
Rzuciłam bagaże i szybko dolmuszem(mały bus) w okolice Akdeniz bo tam już czeka ł mój inny znajomy, który o niczym nie miał pojęcia, że Basia jest w Turcji. Moja ekscytacja przechodziła najwyższe z oczekiwań, włączały się potrzeby funkcji fizjologicznych, serce waliło mi a co zakręt to bardziej się jąkałam.
Wszystko było ukartowane z Ardą(Turkiem poznanym w Portugalii) Sami miał siedzieć tyłem, a Arda miał go zagadywać. Widzę go.. przeskakuję z Tugsem(Turczynka) przez wielgachne doniczki w kawiarence, przy tym obcieram skórę na nodze, ale nic ręce w padają w największe turbulencje, podbiegam , zakrywam mu oczy i słyszę pierwsze zdanie po turecku: Bir kiz..(dziewczyna) , Arda odpowiada chichotem . Sami próbuje dotykiem poznać kształt dłoni, moje serce mi zaraz wyskoczy ,odchyla się lekko podwąchuje moje dłonie w jego postawie zauważam niepewność, gwałtownie się odwraca.
Jego twarz…nie do opisania zdziwienie w jego oczach, gwałtownie zrywa się, krzesłu upada na ziemię, ściska mnie tak mocno że nawet nie mogę odpowiedzieć na pytanie WHAT ARE YOU DOING HERE…

Suprise NIESPODZIANKA…. I każdy kto mijał nas chodnikiem przychodził ze zdziwiona miną przytulał, dawał 2 tradycyjne tureckie całusy i zapraszał na kolejne dni, kolacje, spotkanie do siebie. Mam wrażenie że w Turcji mam więcej znajomych niż w Polsce. Żywych energicznych, jeszcze z pasja i energią, czego brakuje tu gdzie mieszkam…



 

niedziela, 7 listopada 2010

Muzyka a'la turecka

Mały przerywnik, ale sygnał że żyję:) a do życia i działania od dawna motywowała mnie muzyka. Uwielbiam muzykę z charakterkiem i zawesze słuchaną na full volume, bo dla mnie cicha muzyka nie istnieje, muszę ją czuć w żyłach, jak ogarnia moje ciało i duszę...

A teraz to co mnie motywuje i daje powera, jedni z najlepszych tureckich wykonawców ale w wersji angielskiej. Sertab Erener i Demir Demirkan wystąpili ostatnio na uczęszczanym przezemnie universytecie w Antalyi. Może wam też wpadnie w ucho, polecam też wersję turecką Aşk- Love♥♥♥

piątek, 5 listopada 2010

Jak rozpętała się moja kolejna przygoda w Turcji

29.09.2010 wyszłam z domu o godz 8 z myślą że zaraz po pracy pojadę busem na lotnisko.
W pracy już o niczym innym nie mogłam myśleć, czułam się tak gdyby to pierwszy raz miałam lecieć, gdybym jeszcze w życiu nie była w Turcji a spędziłam tam ponad rok na studiach). Jeszcze wszyscy dookoła pytali kiedy lecę. Emocje wzrastały.
21:00 zamykam biuro i frrrru na pierwszy autobus. A zabrałam wszystko, a nie zapomniałam czegoś, a mam wystarczająco bluzek, a może za dużo zabrałam…hmmm nienawidzę tego. Na dworze mżawka i trochę zimno ale już za niedługo będzie tylko pot na plecach…
Katowice lotnisko, noc na zimnych niewygodnych metalowych ławkach, i gapie którzy jakby nie widzieli nocującego człowieka na lotnisku przykrytego częścią rzeczy z walizki. Ja już do takich sytuacji przywykłam. Potem odprawa i znowu zdziwienie że lecę sama. Wzrok ludzi z kolejki na pewno myślą sierota leci do jakiegoś Turka z wakacji… ale mam ubaw
A tak żeby była jasność lecę do znajomych i to nie tylko Turków. W samolocie znowu okazja do spania, bo nie spałam już od 4 dni i każde 10 minut jest dla mnie zbawienne.
W domu mówiłam, że jak wyjdę z samolotu to pocałuję turecką ziemię. Nikt nie rozumie tego jak ja kocham ten kraj, nikt nawet nie próbuje pomyśleć że ja codziennie tęsknie za tymi ludzmi, tym ciepłem, beyaz peynir(biał ser), oliwkami, durum...palmami, i tymi kotami,  wszystkim…
Lądując ludzie cieszyli się że przyjechali na wakacje a ja z sentymentu aż miałam łezki w oczach…moja Turcja. Patriotka inaczej 

 ANTALYA

Ah nie mówiłam, wczoraj się dowiedziałam że Jola(Warszawa) też leci w tym samym czasie i nawet z tych samych linii lotniczych ale będzie 10 min po mnie na lotnisku. Greattt niespodzianka za niespodzianką czyli tak jak lubię.
Po wyjściu z samolotu ciepło od razu uderzyło, i dało przypomnieć o roku tutaj spędzonym. To samo uczucie jak lądowałam tu w 2008 roku. I pędem po odbiór bagażu. Nie mogłam się skupić bo chciałam podlecieć do Jolki.
Zabrałam bagaż, widzę Jolę przy innym pasie podlatuję wypuszczam z rąk torbę ..
B(skaczę na nią) Hello Jola
J skacze razem ze mna staje, Basiaaaa aaaaaaaaaaaaa cześć
Uściski, piski i radość ludzie myślący z czego się tak cieszą że przyleciały na wakacje
Jola nie umiała uwierzyć, Basia ale jak to ale co, co ty tu robisz…  SUPRISEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE

Z lotniska odebrała mnie Tugsem jedna z koleżanek z uniwersytetu. Kolega, który odbierał Jole też był zszokowany co ja robie w Turcji . Potem już odświeżyć się i odwiedzić mój stary Akdeniz Univeritesi. Pierwsze Çi Köfte i Ayram i zdziwione twarze znajomych ludzi. 



 ŻŁOBKOWANY MINARET- ANTALYA

wtorek, 19 października 2010

Bliskie spotkanie ze ścianą...



Przyszły sezon turystyczny wali do nas drzwiami i oknami i wyciska ze mnie inwencje twórcze. Nie umiem się zabrać do napisania o mojej kochanej Turcji. Ale musze napisać o wczorajszej przygodzie.

Bliskie spotkanie ze ścianą. Ja jako osoba nie posiadająca jeszcze(to chwilowa przypadłośc) prawa jazdy czasami dostaję w moje twórcze łapki samochód i zjeżdżam ulicą do domu przy tym wrzucając pierwszy i drugi bieg. Wjazd na posesje to maleńka górka, która z kolei przeradza się w prosta drogę aż do wjazdu do starej stodoły zaadoptowanej na garaż.

A więc nie pierwszy raz robiłam ten manewr i co… nie umiałam wyhamować. Mój biedny tata raz po raz wykrzykuje Haamuj, Basia Hammmuj a ja do niego, że nie idzie zahamować. Już wiedziałam co się święci. Tata zaciągnął ręczny ale myślicie że auto się zatrzymało?? Nawet nie zwolniło… Czasami miałam problem ze zmieszczeniem się jak jechałam powoli już do tego samego garażu a tu ani zahamować ani nic, wjechałam bez tyknięcia no ale na końcu wielgachne, drewniane drzwi stodoły.. Sekundy na zastanowienie się co wybrać.. drzwi czy słupek…

Słupek…

Jakby to były drzwi to cała maska przednia, dach a nawet my byśmy na tym ucierpieli.. a tak tylko stłukła się lampka i pękł błotnik : ) tata myślał, że rozwalę ścianę i przejadę na druga stronę...

Tata mówił, że nic się nie stało panicznie przeglądając się w ciemnościach autu. Więc tym oto akcentem NIC SIĘ NIE STAŁO skończyłam wczorajszy, pracowity dzień.


środa, 13 października 2010

Melancholia...

Po dość długiej nieobecności powracam z naszych mgieł październikowych. Po tych minionych wydarzeniach, podróżach muszę wystygnąc...Może nie pisałam z lęku przed tym, że to już minęło, że emocje entuzjazmu opadły i teraz pozostal post na blogu do wypelnienia, kilka wolnych miejsc w albumie na nowe zdjęcia, i chwila na wypicie tureciej kawy...Właśnie segreguję moje wspomnienia przy zapachu wanilii, muzyce dawno już znanej...przemyślenia, migawki... ale już niedługo pojawi się w pełnej okazałości wpis z mojego raju-Turcji....





Joe Dassin - Et Si Tu N`Existais Pas

wtorek, 28 września 2010

Wielki harmider i pakowanie walizki

Post z ostatniej minuty, siedzę na kremowym dywanie w bardzo wielkim rozgardjaszu, spodnie, topy, jeden sandal czarny, czarna kredka do oczu, pilniczek,,,, i tak bez liku, rzeczy wałęsają sie po podłodze i z częstotliwością 1 na 10 min trafiaja do niebieskiej torby z kółkami.
Ale czy ta torba nie jest za mała, czy ona pomieści wszystko co chcę zabrać...

I ta długa lista znajomych
1. Ramka dla Ardy od Julki
2 Karta sim dla Ardy...
3. Krokiety dla Eduardo
4. Barsz, czekolada mleczna Goplana dla Samiego
5 Polska wódka dla Tugsem
6. Plecak dla Adnana

I jescze
1. Szare buty z Turcji dla Aureli
2. Hałwa dla Moniki
3. Oliwki dla szwagra
4. szalik dla mamy
5....

I tak każdy po kolei podawał co chce do Turcji albo z Turcji. Jutro jescze wstaje o 7 bo na 9:00 do pracy i bede siedziec tam 12 godzin, nie mam nic zrobione( taaa i jescze siedze zeby napisać tę notkę), podczas pracy wyskocze na zakupy.
Najlepsze co może byc nie wiem jescze jak pojade na lotnisko, jak sie z niego wydostane na Konyalti i jak zabiore klucze od mieszkania....aaaaaaaaaaaaaa

Ogarnia mnie panika, pewnie jescsze w nocy coś skrobnę...

poniedziałek, 27 września 2010

Z kabiny ciężarówki, i autostopem z Austrii...

Kiedyś , jakiś anonimek powiedział że mam za dobrze z podróżami więc powiem wam coś, ja chyba te Podróże mam wpisane w gwiazdach. 
Środa godz 9:00 odwozimy szwagra na bazę skąd ma jechać autem ciężarowym z transportem do Niemiec. Ja jako „tłumacz” biorę w tej żenadzie udział. Po czym moja mama stwierdza, że i tak mam 3 dni wolnego więc mogę z nim jechać.
Co tu teraz zrobić, jechać , nie jechać.. o to jest pytanie. Na ramieniu siedziały dwa stworki …aaaaaaaaa
I co z tego wyszło, pędem samochodem z mamą do domu 10 min, plecak, szczotka do zębów, bielizna, perfum, t-shirt, 2 konserwy, śliwki, paszport… cały bagaż
Jedziemy, najpierw po załadunek, szukamy w jakieś dziurze firmy, auto stan krytyczny, zapalanie za każdym razem zajmuje 10 min. To jakiś czarny film, kilka razy przejazd drogą do 7t szybko skręcamy. Nawigacja pokazuje droge tylko do osobówki. Stres, ciepło z za okna. Jedziemy na Niemiecka granicę. Tam nocleg, komfort przewyższający wszystkie hotele. Szwagier w rozkładanym, specjalnym łóżku ja miedzy siedzeniami z biegami między nogami. Kierowca musi być wyspany. Mam uważać na jedną z dźwigni, żeby rano ciężarówka stała dalej w tym samym miejscu
Rano, nie umie nawet wstać  bo boli mnie wszystko ale z uśmiechem informuję ze fajnie się spało, jak będę narzekać to on mi nie pozwoli tam spać.

Dalsza droga zgodnie z przestrzeganiem pracy kierowcy, 4,5h przerwa kolejne 4,5 godz. Dostaje sms od Eduardo(tego z Turcji) czy chce iśc 2 października na wesele. Natychmiastowa ospowiedz TAK. Radośc. Potem pisze do siostry żeby zamawiała bilet. Po 17:00 dostaje sms że bilet kupiony uff co za ulga.
Dojeżdżamy niedaleko Monachium, stajemy na parkingu pomiędzy ogromnymi TIR-ami. Załatwiamy papierki mamy czekać do 05:45 az wyświetli się nasz numer.
Kolejna noc z biegami między nogami. Co 15 min pobudka, bo zapalały się stojące samochody. Po nocy. 5:00 pobudka śniadanie: chleb i marmolada, woda. Nasz numer , jedziemy. Ustawiamy się za kolejnymi kolosami. Rozładunek. Zaczepy zabezpieczające zaklinowały się. Panika co robimy ,odcięliśmy pasy klinowe nożykiem do smarowania. Nikt w tym momencie z nas się nie śmiał. Kolejne uwalniamy podnosząc deski boczne. Podczas pośpiechu rozwaliły się dwie palety, ale to nie istotne. Oby tylko rozładować i spadać z stamtąd. Koniec ładunku, część odcięta leży pod moimi nogami w samochodzie- wyrzuci się na najbliższym śmietniku.
Zapinamy w pośpiechu naczepę. Moje zawsze piękne podziwiane paznokcie już nie istnieją, co drugi złamany. Oddech. Wyjeżdżamy. 5min jazdy po autostradzie, prawa strona plandeki sama się odczepia , jedziemy na najbliższy parking. Zaczepiamy.
Telefon od osoby zwanej szefową. Mamy czekać na następny załadunek. Mijają 2 godziny, dostajemy nowy adres do Austrii. Jedziemy, po siłowaniu się z głupim samochodem, odpalaniu go 15 min, postoju po szybką kawę i wylaniu części na siebie dojeżdżamy o 13:53. Organizacja jest tak urządzona że nikt nic nie wie, ładunek nie gotowy, słyszymy krowy Milka z dużymi metalowymi dzwonkami przy szyi, przemierzające zielone wzgórza.
Czekamy tak 2 godz i nic. SMS że mamy czekać do poniedziałku. A ja miałam w weekend iść do pracy. Panika. Zero sklepu, zero stacji. Nic. Góry i krowy MILKA.



Wracamy na stacje benzynową kolejny nocleg. W nocy deszcz obijający się o metalową skorupę samochodu nie pozwalał spać. Wiatr był tak silny, że co jakiś czas sprawdzałam w oknie czy ktoś nie dobiera się na pakę.
Rano leje jak z cebra, a ja wszystkich pytam czy nie jadą do pobliskiego miasta i czy mogę się zabrać z nimi. I tak mija 1,5 godz bez skutku, tu w Niemczech jazda na stopa nie jest taka łatwa jak w Turcji. Ahhh jak ja tęsknię ale jeszcze tylko 2 dni:D
W końcu znalazłam. Starsza para. Zabrała mnie samochodem do miasta. Opowiadam o życiu, oni odwzajemniają się opowiadaniem. Pytają czy mam pieniądze na jedzenie. Nic dziwnego po moim wyglądzie, wykończona, z plecakiem szkolnym wracam do Polski.
Wysiadam na Hauptbanhof(dworzec ). Mam jeszcze czas, robie zakupy, zapasy ulubionych kosmetyków, zwiedzam miasto Rosenhaim. Czekam na autobus do Polski. Na ławce o mało co nie przysypiam. A potem 18 godzin w drogę do Polski. Home sweet Home…
Zdjęcia z Internetu:



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...