czwartek, 31 grudnia 2009

Ostani dzień 2009 roku

To już ostatni dzień w tym roku. Dzień na przemyślenia. Na zadumę. Podsumowanie tego co było, tego co chcemy żeby było. Nigdy bym nie pomyślała ze spędzę go w takim towarzystwie we Włoszech. Jest tu wiele moich bliskich przyjaciół. Z tej okazji pozwolę sobie na posmęcenie. Był to dla mnie jeden z najlepszych Roków w moim życiu. Rok pełen wrażeń, szczęścia i tego o najlepsze mogłabym sobie zamarzyć. Ten rok odmieni na pewno moje życie. Miałam jak każdy z was dobre dni i gorsze ale tych dobrych a nawet wspaniałych było tak dużo a może były tak wspaniałe ze odsuwają te gorsze w cień. Zrealizowałam kilka Marzeń mieszkałam w moim ukochanym kraju jakim jest Turcja, byłam na Tureckim weselu,  przemierzyłam tajemniczą Syrię, odwiedziłam meczety i zakamarki bazarów w Damaszku gdzie kiedyś stąpał św. Paweł,  i pustynną Jordanię. Spałam na pustyni i kąpałam się w Morzu Martwym. Byłam a no jeszcze jestem we Włoszech, wypiłam prawdziwe espresso i zjadłam prawdziwą pizzeeee. Poznałam tylu niesamowitych ludzi. Wspaniały rok więc miejmy nadzieje że nowy nadchodzący rok będzie jeszcze wspanialszy. A ten nowy 2010 rok jest nazwanym ROKIEM PODRÓŻY I PRZYGÓD. Więc wszystkim życzę tego czego najbardziej pragną.

Do Nowego roku zostało jeszcze kilka godzin

Dzień jak co dzień tutaj w Italii rozpoczął się o godz 15.00 śpiochyyyy. Stary rok pędzi dalej nieubłaganie. Wieczorem jeszcze ostatnie zakupy i przygotowanie do ostatniej w tym roku kolacji. Tak wszyscy razem, z różnych krajów przy jednym stole. Politycy powinni brać z nas przykład. Jak zwykle w grupie była zakupy zajęły nam reszta popołudnia. Każdy miał przygotować jakaś potrawę ze swojego kraju. Ja przywiozłam z Polski Moczkę- tradycyjna potrawa wigilijna na górnym Śląsku. Zaczęło się wybieranie, pasta, krewetki, zioła, słodycze, tradycyjne noworoczne włoskie ciasto z serkiem maskarpone i oczywiście coś żeby wznieść noworoczny toast. W sklepie już nas gonili a my po kolei wnosiliśmy torby pełne zakupów do napełniających się bagażników samochodów. A potem wielkie gotowanie. Nasza kreatywność był bardzo bujna – butelki które służyły za wałek do ciasta, chochla do roztrzaskiwania mięsa na niemieckie sznycle.
Koło 23:00 każdy uporał się ze swoim daniem i samym sobą i zasiedliśmy. Stół wypełniały dania z r

óżnych regionów i części Europy a przy każdym talerzy symboliczna turecka bransoletka z Nazar boncuk(oko proroka) My nigdy nie zapominamy o Turcji- kraju, który sprawił ze teraz wszyscy tu siedzimy razem.
Przygotowałam kilka filmików z Turcji. Aż się łezka zakręciła w oku…
Po kolacji zaczęły się smakowanie trunków mocniejszych. O mało co przegapilibyśmy godzinę 00:00.I zaczęło się wielkie odliczanie. Wystrzał szampanów. Życzenia noworoczne.Przemowa Eduardo z Hiszpanii i te dziwne poruszenie naszych serduszek a potem znowu łzy, łzy szczęścia że znowu tu jesteśmy i łzy ze już nie ma nas tam na wschodzie, w słońcu razem, że te chwile już nie wrócą. Sentyment.

I oczywiście zabawa, tańce, żarty i nasze wygłupy zrozumiałe przez nas. Każdy zapomniał że mówimy w innym języku, że za kilka dni każdy spakuje się i znowu pożegnamy…
Tradycyjnie Tiziano z Włoch grał na gitarze nasze Erasmusowskie piosenki i każdy lepiej lub trochę gorzej śpiewał. Ostatni poszli spać o 5:00. U nas w pokoju jeszcze królowały rozmowy o tym jak oddawanie moczu ociepla klimat .
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

środa, 30 grudnia 2009

Parma i niebieski szalik

Poranek co w naszym wypadku była godzina 14J. Każdy ociężale wstał bo ktoś(czytaj jakiś idiota) w kuchni na parterze włączył na maxa piosenki Metaliki. Stijn opowiadał że w nocy byli z Rolando w lesie(kompletnie pijani). Polowali na dzikie świnie. Stijn noc wcześniej narzekał, że ktoś niechcący wylał na niego czerwone wino a ta kurtka(biała) jest oryginalna, strasznie droga i na pewno nie da się tego sprać. Pokazał jak po wyprawie do lasu teraz wygląda, kilogramy błota sprawiły że totalnie zmieniła kolor. Mówił że podczas polowania na uciszali się nawzajem ciiiii ( na cały głos) wyobraźcie sobie wciete 2 osoby. Gdyby tego było mało używali aparatu z fleszem podczas „ polowania” . Stijn wpadł kilka razy do strumyczka .. chyba nie musze opisywać jak wyglądała ta kurtka….

Rano zanim każdy się wykąpał, wyszykował to była godzina 16. Ja namiętnie szukałam mojego nowego Bożonarodzeniowego szalika. Pytałam wszystkich czy go widzieli, podziwiając widok na pagórki zauważyłam coś wciśniętego w błoto na podeście domu. Zgadnijcie… znalazłam szalik …

Po 17 jak na turystów zastało zaczęliśmy zwiedzanie Parmy. Pięknie zdobione kościoły i uliczki mieniące się kolorowymi lampkami i dzwoneczkami bożonarodzeniowymi. Gwar na ulicach mimo niskiej temperatury i małe kafejki przyciągające zapachem świeżo parzonej kawy






A to w skrócie co widizelismy (wikipedia)

Mury obronne z XVI w.;
Piazza Vecchia - plac miejski przy którym znajduje się Palazzo della Ragione zbudowany w latach 1538 - 1554, zaliczany do najstarszych publicznych pałaców we Włoszech. Wewnątrz, w Salone delle Capriate zachowały się cenne freski z okresu od XIV do XVI wieku. Naprzeciwko Palazzo della Ragione znajduje się Palazzo Nuovo, gdzie ma siedzibę jedna z najważniejszych bibliotek historycznych we Włoszech - Biblioteka Angelo Mai;
Piazza del Duomo - plac miejski przy którym znajduje się Capella Colleoni, kaplica zaprojektowana przez Giovanni Antonio Amadeo jako mauzoleum dla rodu Colleoni oraz katedra San Vincenzo o neoklasycystycznej fasadzie;
Basilica di Santa Maria Maggiore, bazylika będąca przykładem lombardzkiego stylu romańskiego. Jest to trójnawowy kościół zbudowany pomiędzy XII a XIV wiekiem. Wejście do kościoła zdobi uskokowy portyk gotycki zwieńczony podwójną loggią z rzeźbami świętych autorstwa G. da Campionego. Wnętrze w stylu barokowym;



W domku piekliśmy kiełbaski. Wygłupy że aż wypaliłam dziury w getrach. Ale to już normalne ze zawsze cos narobię. Śmieszne zdjęcia które po naszym powrocie pojawia się jak zawsze na facebooku, druga strona naszego ja tą której nie znają znajomi z naszych krajów. A potem znowu tysiące postów jak to każdy za kimś tęskni. Ale na to jeszcze mieliśmy czas…

wtorek, 29 grudnia 2009

Parma, parmezan i vino...

Dzisiaj był planowy wyjazd do Parmy, a dokładniej to do miasteczka oddalonego 30km od niej. Parma słynie ze znanej szynki parmeńskiej i jednego z najlepszych serów Parmezanu. Podzieliliśmy się na kilka samochodów. Tiziano kiedyś wspominał że on w życiu nie chce już jechać z Rolando bo jedzie jak szalony i że po ostatnim razie myślał że nie wyjdzie z tego cało. Ku mojemu szczęściu tylko u niego w samochodzie było wolne miejsce, dołączyli jeszcze Beldzy. Drogę przespaliśmy po nocnych harcach. Ja chciałam zrobić zdjęcie śpiącego Stijna a zapomniałam o wyłączeniu lampy błyskowej. Rolando, który jechał jak już wcześniej wspomniałam myślał że złapał go fotoradar. I tylko słyszałam słynne vafanculo…

Po drodze był jeszcze czas na aperitif a potem przed nami ukazywał się nocny pejzaż wzgórz pokrytych kikutami, które latem obrodzą w gęste kiści winogron. Dojeżdżaliśmy po nieutwardzonej ścieżce. Auto kołysało w wszystkie strony. Gdy przed naszymi oczami zobaczyliśmy na uboczu nie oświetlony 2 pietrowy dom- miejce gdzie razem mieliśmy powitać nowy rok.
Każdy entuzjastycznie, szybkim krokiem wszedł do domu przynosząc nowe kilogramy Świerzego błota na brunatna posadzkę. Pierwsza myśl to zimno jakie nas powitało oraz dziesiątki ciem na suficie. Razem było nas 14osób i szybko każdy znalazł coś do roboty. Jedni rąbali drewno do kominków a ja zajęłam się odkurzaczem i zbieraniem ciem. Potem mieliśmy okazje pojechać do gospodarstwa agroturystycznego gdzie czekały na nas regionalne przysmaki. Kilka dań handmade oraz niezliczona ilość domowego wina podawana w butelkach 3 litrowych. Jak to Polacy koleżanka stwierdziała że jak się nie najem to mam pić wino to mi się 20 euro zwróci. Nie ma to jak myślenie polaków. Z kolejną 1,5 litrowa butlą zimnego, czerwonego wina nasze żarty były coraz bardziej śmieszne. I nie obyło się beż zdjęcia w pozie a’la Basia…
Była tam grupa Włochów, z którymi razem próbowaliśmy śpiewać i było nas chyba słychać wioskę dalej. A potem bitwa na śnieżki i teoria jednego z Belgów że oddawanie moczu powoduje ocieplenie klimatu. I tym oto akcentem zakończyliśmy dzień.

Milano - żyć i nie umierać...


Duże małżeńskie łóżko a na nim trzy osoby, żółta stara rozłorzona kanapa- 2 osoby, zielony śpiwór na podłodze .6 osób w jednym pokoju...Kolejny poranek w Mediolanie
Rano rozlega się dzwonek Tel. Stijn myśląc że to jego budzik naciska odpowiedni klawisz i każdy śpi dalej. Kolejny dzwonek, każdy warczy że chce spać. Stijn wstaje… wychodzi.
Dołączył do nas Wouter z Belgi. Poranne wspólne zakupy. Gorgonzola, espresso, parmezan...Widok z okna na Duomo, aż sama nie umię uwierzyć że Mediolan stał się teraz tak bliski...
Poszliśmy na sushi gdzie dołączyła do nas Asia z Polski. Ja miałam obawy przed „ surowa rybą” bo kiedyś robiłam grilowane szaszłyki z ryby, które się nie upiekły reszty nie dopiszę…
Potem pozwiedzaliśmy Mediolan. To drugie co do wielkości miasto Włoch. Najpierw serce miasta- obszerny plan Piazza del Duomo. Stała tam ogromna choinka z milionem lampek choinkowych. Ludzie, gwar. Tego zawsze mi brakuje tu gdzie mieszkam. Na placu piękna katedra Duomo(1386r)- trzecia największa świątynia katolicka na świcie. Na jej fasadach biały marmur i niezliczona ilość płaskorzeźb. Zawsze się zastanawiam jak oni to budowali, żyli w tych latach. Co znajdowało się w tym miejscu przedtem. Zachwyciła mnie ta ogromna budowla. Plac Duomo na około kryje swoje uroki. Obok znajduje się Palazzo Reale- pałac książęcy z XI w. Tu też umieszczony konny posąg Wiktora Emanuela II.
Wielgachna choinka na Placu Duomo
 Wejście do Galerii Vittorio Emanuele II z najdroższymi sklepami w Mediolanie
 Katedra Duomo
 Zamek, którego światła tańczyły do bożonarodzeniowych melodii...
Podążyliśmy do piazza Scala. Łączy się ona z placem Duomo Galerią Vittorio Emanuele II. Jest to jedno z najdroższych pasażów handlowych, przykryte szklano-metalowa konstrukcją oraz dobrze oświetlonymi kopułami. Na skrzyżowaniu jenych z uliczek pasarzu na posadzce wizerunek byka- legenda głosi, ze należy włożyć obcas buta w jego narządy(gdzie już była spora dziura od kręcenia) i okręcić się 3 razy. To miało przynieść szczęście. Więc każdy chciał sobie przyskromić dla siebie trochę szczęścia i jeden po drugim drążył nogą powiększając dołek.
Na końcu pasażu najsłynniejszy na świecie budynek teatru.”Wysmakowany neoklasyczny gmach La Scali został wzniesiony w 1778r. Podczas drugiej wojny światowej został niemal całkiem zniszczony podczas bombardowania, w czasach powojennych odbudowano go”  W tym momencie odbywało się przedtawienie na murach. To było niesamowite. Jak można storzyc za pomocą światła tai efekt- lecąca mewa w oddali, chłopczyk siedzący na jednym z gzymsów.
Wokół La Scali inne zabytki jak Palazzo Marino, kościółek San Fedele. A co było ciekawe na jednym z placów pełno różowych ślimaków mierzących około 2,5 m. Dla nas to wywołało większy entuzjazm niż nawet Duomo. Potem mała czarna i powrót do domu. A tam już w naszym gronie szalona impreza. Tak szalona że dwie polki i ja w roli głównej z nie mniej szalonym Belgiem – Stijnem rozwaliliśmy kanapę, która miała nam służyć jeszcze przez najbliższe dni. Najlepsze co, że ja nawet nie zauważyłam, że cos się stało. Dopiero jak każdy zaczął podchodzić i mówić że wszystko będzie ok to wtedy Asia wytłumaczyła mi całą sytuację. A żeby było śmiesznie ktoś w tym czasie robił zdjęcia klatka po klatce. Impreza przeniosła się do jednego z mediolańskich klubów i skończyła nad ranem, nie pytajcie o godzinę,  trunki alkoholowe rozmiękczyły tej nocy wiele serc więc wspomnienia i łży poszły w ruch. Dorośli ludzie a zachowują się jak dzieci.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Supriseeeeee

Rano po słodkim śniadaniu i kawce pojechaliśmy odebrać Susan z Niemiec, która miała do nas dołączyć. Rodzina Tiziano to typowa "ramowa rodzina" mama typowa włoszka- głowa rodziny, herszt przygotowała śniadanie, posprzatała, rozmwiała, pytała jak wyglądają u nas święta Bożego Narodzenia, co robię w życiu(...) tata to przemykał po stylowo urządzonym mieszkaniu. Przed wyjazdem Tiziano oznajmił że idzie do fryzjera ale że był to poniedziałek to było zamknięte. Tutaj ludzie wypoczywają po weekendzie :). Po prysznicu wróciłam do pokoju i z przerażeniem zaglądałam jak Tiziana mama wychodzi z pokoju gdzie kilka minut wcześniej z precyzją pani domu zaścieliła Tiziana łóżko i moje również, a ja jako Polka z wzorem " Matki Polki" poczułam się głupio i mówie do Tizi:

B: Tizi ej Twoja mama zaścieliła moje łóżko
T: Mówiłem jej żeby to zrobiła jak wyjdziemy, ale ona zawsze swoje.

Zostałam bez słów.
Tego dnia wszyscy przylatywali. Ale my szykowaliśmy niespodziankę na wieczór.
Ja jako osoba pełna pomysłów coraz to lepszych i doskonalszych postanowiłam nagrać video specjalnie dla nich. Niestety nie posiadam(jeszcze) w swojej kolekcji flag Polskiej (aż wstyd) więc posłużyła nam z Malty- te same kolory jak się odwróci.
Tiziano odebrał z dworca Eduardo a potem razem, pojechali do mieszkania gdzie cała grupa się miała spotkać. Jak dojechali dął nam znac ze droga wolna i razem z Sue pojechałyśmy na wyznaczone miejsce. Pojechałam windą piętro wyżej a Tiziano wszedł z Sue. To było jedne z najdłuższych czekań w życiu. Adrenalina , ekscytacja co ja tam wtedy przeżywałam … Wszyscy się cieszyli ściskali. Tiziano powiedział że ma niespodziankę od Basi. Na video mówiłam ze przykro mi bardzo, że nie mogę być dzisiaj z nimi i że jest mi bardzo smutno z tego powodu. Pod koniec filmu Tiziano posłał mi sygnał na Tel i zeszłam na odpowiednie piętro.

Dzwonek do drzwi i słyszałam jak Alexandra mówi do Giuseppe żeby otworzył drzwi. On dobrze wiedząc ze to ja powiedziała że dzwoni jego Tel i musi iść odebrać.Słyszę Alexa podnosi słuchawkę z domofonu i mówi hallooo. Ja nie umiejąc wytrzymać z drugiej strony drzwi pukam.... śmiech z kuchni...Alexa otwiera drzwi... SUPRISEEE Ja przygotowałam się już wcześniej na wybuch jej radości i pościągałam kolczyki i łańcuszek. Jak otworzyła drzwi to wskoczyła na mnie i zaczęła mnie całować- jak to cała Alexa. Reszta grupy widząc ze coś się dziej pobiegła do drzwi. Edu dołączył do Alexy i zaczął mnie całować i ściskać razem z nią. Ściskali mnie przy tym podskakując. Reszta też się dołączyła. Ah nie zapomne ich twarzy. Nie jeden z nas miał łezki w oczach ale szczęscie jakie nas ogarnęło było większe, a czas na płacz zostawiliśmy na koniec. Nikt nie umiał uwierzyć ze jednak do nich trafiłam. Po pierwszym wrażeniu i opanowania dalszych emocji ktoś powiedział: To może wniesiesz swoją walizkę z za drzwi… Wszyscy wymieniali się swoimi relacjami z podróży i co robili przez ostatnie 6 miesięcy po powrocie do swoich krajów. To już pół roku minęło od naszych szalonych dni w naszym wspaniałym kraju – Turcji. Wieczorem poszliśmy do Centrum Mediolanu i spotkaliśmy się z innymi osobami, które dołączyły do grupy. Razem w tym dniu było nas 11 Osób: Giuseppe(Włochy) Alexa(Węgry), Eduardo(Hiszpania), Tiziano(Włochy),Heidi(Finlandia), Joonas(Finlandia), Mervi (Finlandia), Julia( Niemcy), Stijn( Belgia) Susan (Niemcy).

niedziela, 27 grudnia 2009

Viva ITALIA, Bonjorno

Po ciężkim okresie harowania w hotelu i zażerania się z moim szefem, który nie należał do spokojnych ludzi , czas na upragniony wyjazd. Spotkanie byłych Erasmusów i ex Erasmusów w Mediolanie we Włoszech( to jakby komuś umknęło). Moja wizyta to była trzymana w tajemnicy. Ja jako człowiek kochający niespodzianki i tym razem tak miało być. O mojej wizycie wiedzieli tylko 3 włosi no bo już potem się bałam że zabraknie dla mnie łóżkaJ Najlepsze ze jednym z głównych organizatorów był Giuseppe, który jest z Aleksandra z Węgier a to właśnie najbardziej zależało mi na zaskoczeniu Alexy i Eduardo z Hiszpani.
Włochy- mapa google
Ośnieżone Alpy a w tle jedno z Włoskich Jezior

Zamawiając lot tańszy był na 27.12.2009 więc byłam szybciej niż nasza cała grupa. Standardowo na lotnisko pojechałam z siostra i szwagrem, a moja siostra znając już mnie ąz za dobrze mówi z uśmiechem  „ i tam nic nie narób potrzepańcu”. Ja oczywiście, że gdzie tam znowu. No i się zaczęło.

Przeszłam przez odprawę bagażową, przez bramkę i wyłączyłam Tel bo pomyślałam, że tylko będzie mi przeszkadzał. No ale nie znając godziny chciałam go na nowo włączyć i oczywiście pojawiła się wiadomość : WPISZ KOD PIN, którego ja nie pamiętałam. Pamiętałam tysiące innych liczb ale akurat nie tych. Najlepsze w tym było to, że po przylocie miałam się skontaktować ze znajomym Tiziano. Po wylądowaniu w Mediolanie a dokładnie w Bergamo na lotnisku próbowałam się skontaktować z rodzinką ale oczywiście nie mogli tego znaleźć. Raz kozie śmierć. Pojechałam busem do Milano centrale. Poszukałam tego pociągu co Tiziano mi sugerował.  Podczas tego odsłoniła się mi ta stereotypowa Italia. Kilka razy usłyszałam bellaaaa…mimo że nie mam włosów koloru blond. A na dworcu każdy mi mówił Bonjorno. Potem jeden z Włochów zaczął ze mną konwersację w języku niemieckim(a umię się nim posługiwać). Czekał na ten sam pociąg co ja. Był jeszcze czas to towarzyskie cappuccino też musiało być. Potem mi tłumaczył gdzie mam wysiąść( sama był dała rade bo to tylko 2 przystanki) ale pozwoliłam mu grać macho. Oczywiście od razu dostałam zaproszenie do Zurychu. Ale  ogólnie był miły i pomocny.

Wysiadłam na moim docelowym przystanku Magenta. I oczywiście Tiziana nie było. Szczególnie mnie to nie zaskoczyło z ich włoską mętalności, że mają zawsze czas. Ale po chwili przyjechał i oczywiście przepraszał że się spóźnił ale spał :). Oprowadził mnie po tym małym miasteczku. Przyjechałam do jego rodziny. Pierwsza różnica po roku mieszkania w Turcji, tutaj nie ściąga się butów w mieszkaniu. Rodzina bardzo miła. Mama cały czas do mnie mówiła( po włosku mimi że ani słowa nie umiem). Zjedliśmy razem obiad. Tradycyjny lazanię a po obiedzie sery, ciastka i mała czarna włoska kawa. Potem pojechaliśmy jeszcze do innych miast. A że to okres jeszcze Bożonarodzeniowy to wszędzie mogłam spotkać szopki Betlejemskie. Tiziano chciał mi jak najwięcej pokazać. Piłam kawę typową do masteczka, łyżeczka była zrobiona z czekolady, która pod wpływem ciepła roztapiała się nadając ciekawszy smak.


Z tego z czego słynie ITALIAAA


Byliśmy na aperitifie. Skosztowałam włoskie piwo i coś w rodzaju grzanki z pomidorami i oregano. Wieczorem pojechaliśmy do jego znajomych. Marcelo i Maria to bardzo mili ludzie. Tam było znowu jedzenie. Pizza i panini. Ja już nie mogłam na jedzenie zaglądać. Oni śmiali się że my w Polsce mamy małe żołądki. Jak to we Włoszech siedzieliśmy, rozmawialiśmy i piliśmy wino. Tego było mało i jeszcze mimo ze to była niedziela poszliśmy do pubu- na piwo. Było tyle ludzi, że ledwo co znaleźliśmy miejsce stojące. Do domu jadąc Tiziano minął kilka czerwonych świateł ale to też nic nadzwyczajnego Krzywdy nikomu tym nie zrobił a śmiechu było...

czwartek, 16 kwietnia 2009

Jeden z siedmiu cudów Świata -PETRA


7:00 alarmy kolejno  dają o sobie znać, pora wstać bo czeka nas dłuuuugi dzień. Każdy próbuje się ogarnąć, pozbierać swoje rzeczy. Noc przeminęła szybko jak każde w ostatnim tygodniu.
Wychodzimy z hotelu na umówione miejsce z Muafuck (imię naszego przewodnika). Oczywiście rozdzielamy się, ja namiętnie po raz kolejny próbuję wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Teraz to już kompletnie zablokowałam kartę. Świetnie, a za chwilę wyjeżdżamy do kanionu i na pustynię. Za wycieczkę też nie umiałam zapłacić uff. Ale nie psujemy sobie humoru Fatih przez cały tydzień nie potrafi wyciągnąć pieniędzy więc, już się przyzwyczailiśmy.
Południowa Jordania to tereny półpustynne. Więc większość drogi, skałki i piasek. Kontrola przy wyjeździe z miasta. Muafuck opowiadał w samochodzie, z radia pobrzmiewała jordańska muzyka a my wesoło potrząsaliśmy ramionkami w rytm melodii.
Krajobraz jaki nam towarzyszył na każdym kroku



Pierwszy przystanek w miejscu gdzie Mojżesz coś uczynił, tylko ze mi to umknęło. Znajdowała się tam mała studnia, z potoczkami z której woda z jednego miejsca wpadała do drugiego.
Przed tym miejscem kilkunastoletni chłopiec „ nabijał” ozdobne buteleczki piaskiem i tym samym tworząc wzory wielbłądów i zachodzącego słońca nad czerwona pustynią Wadi Rum.
Zgłodnieliśmy, więc trzeba napełnić nas energią. Oczywiście jedliśmy falafel i durum. Pycha. I droga do jednego z głównych celów naszej podróży- Petra.














Ukochane zwierze i ulubieniec turystów, ale po tym jak zajadał się moimi włosami dostał minusika...


 To właśnie w tym miejscu setki lat temu dokonywano egzekucji
 Cud nad cudami...Khazneh – zwana przez Beduinów „Skarbcem Faraona” – wykuta w skale piętrowa budowla powstała ok. I-II w. n.e
 Tradycyjne stroje syryjskiej armii i muzyka, która porywała każdego do tańca

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...