środa, 20 kwietnia 2011

Pakowanie czas zacząć

Szalone życie wyrywa do przodu, ostatnio jestem tak zajęta i nie mam nawet czasu na sen bo jak można nazwać nim 2 godziny… ale to wszystko w dobrym celu..

A wiecie, co teraz robię… pakuję kolejny raz, kolejny t-shirt, kolejny przewodnik, kolejne lekkie klapki do plecaka… tak , przede mną kolejna podróż życia.(Aż do następnej ;) tym razem mogę uznać ja za najbardziej spontaniczna i zwariowaną, ale czym bardziej zwariowana tym bardziej to nie dochodzi do mnie że mamy do pokonania dystans 2750 km.. a tym 1500km w nietypowy sposób… ale o tym jutro, teraz wracam do wyschniętych na słońcu ubrań. Spróbuję się odnaleźć w tym wielkim harmidrze pomiędzy praniem, rozebraną kołdra na łóżku, wydrukowanymi biletami i tym ogromnym zielonym plecaku… trzymajcie kciuki bo wiecie jak nienawidzę pakować się…


Dziękuję też nowym obserwującym:) do jutra…

Let's start tp pack my luggage...

Crazy life pulls ahead, I'm so busy lately and didn’t even have time to sleep because how can i call two hours of sleeping-relax ... but everything in for good things ..

And you know what I am doing now ... I’m packing once again, another t-shirt, another guide, another lightweight flip the bag ... so to me the next journey of life. (Until the next one;) this time I can be considered as the most spontaneous and crazy, but the more crazy the more it does not occur to me that we have to overcome the distance 2750 km .. and the 1500km in a unique way ... but more about that tomorrow, now go back to the sun-dried clothes. I'll try to find in this great haos between money, pulled down duvet on the bed, printed tickets and the huge green backpack ... keep your fingers crossed because u know how I hate to pack ...

sobota, 9 kwietnia 2011

Stambuł

Kurcze i tak dalej mi się tęskni za Stambułem. Lubię czasami zamknąć oczy, pomyśleć o tym magicznym mieście i posłuchać tureckiej muzyki. Słuchając widzę siebie tam, nad Bosforem, przechadzając się, w powietrzu zapach simitu(rogalika z sezamem), zapach kasztanów...
Teraz i wy możecie zamknąć oczy.... zapraszam do mojego Stambułu...

piątek, 8 kwietnia 2011

Stambuł mój kochany ISTANBUL ♥


No i pobyt w Mardin dobiegł końca. Pakowanie i szybko na samolot oczywiście byliśmy trochę spóźnieni. Mustafa śpiewał w naszym 7 osobowym samochodzie polskie piosenki” Kolorowe kredki i Jestem sobie mały przedszkolaczek. Na lotnisku powiedział” Dziewczyna do zobaczenia” a jak była kolejka i każdy czekał w lini dodał .. co to jest q…. i to było podsumowanie wszystkiego. Lot z Mardin do Istanbulu przebiegł spokojnie. Potem pojechałam na miasto. Sama w Istanbule. Uwielbiam to w tym 11 milionowym mieście ja. Oczywiście nie byłam pewna czy pamiętam i dam rade przejechać z lotniska Ataturka do Taksim ale oczywiście że dałam rade. Od kiedy sama przyjechałam z Afryki, nic nie jest niemożliwe. Kilka przesiadek z metro na tramwaj. Herbatka u znajomego w hotelu na Sultanahmet a potem tramwajem, przesiadka, drugim tramwajem na Taksim. Tam nie mogłam sobie odmówić durum z ayranem a potem spotkałam szalonego znajomego Mattia z Włoch, który jest na Erasmusie w Stambule. Nocleg miałam spędzić u innych znajomych ale już mi się nie chciało kombinować i zostałam w dzielnicy sis..cos tam.

Zawsze marzyłam żeby zobaczyć Istanbul pokryty tulipanami. Moje marzenia zawsze się spełniają....






01.04.2010
Rano – co było 4 godziny po czasie jak się położyłam, trzeba było szybko wstać bo chciałam jeszcze trochę pochłonąć miasta przed moim odlotem do Polski.  Co zawsze mnie bawi w Stambule to pochyłość ich dróg i umiejętność ich pokonywania. To wiec było nasze zajęcie przy śniadaniu. Obserowanie  ludzi jak sobie z tym radzą. A było przy tym nie mało śmiechu. Pożegnałam się i ruszyłam w stronę taksim. Najpierw było parno a ja już narzekałam ze zaś idę obładowana jak camela bo nigdy nie mogę zdecydować co ze sobą zabrać. Narzekałam po czym lało jak z cebra. Kupowałam obiecane szaliki. Wydałam wszystkie rozmienione liry więc na zastaw parasola oddałam zapłacone szaliki i poszłam do kantora rozmienić. Cały buty mi przemokły a jak wróciłam zapłacić parasol to zaświeciło piękne słońce, które towarzyszyło mi całą resztę dnia. I jak tu nie kochać tego miasta Potem już chodziłam w T-shircie co było zdziwieniem miejscowych i zwracali mi uwagę że jest zimno





Dzisiaj stwierdziłam ze Istanbul albo się kocha albo nienawidzi. Nie ma nic po środku.  Podążałam z Taksim w stronę Galata  i tak rozmyślałam nad ludźmi którzy kiedyś tu się przechadzali. Uwielbiam to miasto. Na chwilę przystanęłam obok mostu Galata. Cały Istanbul dla mnie to morze wspomnień. To już 7 wizyta w tym magicznym mieście.  Ale za każdym razem od nowa się nim cieszę i zachwycam.  Jak już przeszłam most Galata to umordowana z tobołkiem zakupów podążyłam dalej na Sultanahmet. Tam zrobiłam jeszcze końcowe zakupy, wypiłam soczek ze świeżo wyciśniętych pomarańczy i tramwajem a następnie metrem pojechałam na Ataturk Havalimani(Lotnisko). Najgorsze co może być to setki ludzi w tramwaju i żeby wejść mówi się przepraszam i upycha ich do środka. Nie potrzeba ani się trzymać bo człowiek nie drgnie nawet na 1 cm. Wykończona bez sił przepakowałam co nieco z jednej walizki do podręcznej torby i zasiadłam do samolotu z myślą 2 godzin snu. Ale jak to człowiek z przygodami w samolocie spotkałam 4 chłopaków z pod rosyjskiej granicy. Wracali z Sudanu a dokładnie z Chartum i opowiadali o ich zatrzymaniu na lotnisku w Stambule, spotkaniem z konsulem i czasie spędzonym w Afryce. Więc lot minął szybko. Potem droga z Warszawy do Katowic. Z Katowic samochodem do domu, gdzie dotarłam o godzinie 2:00 a rano--à do pracy.

Kocham Istanbul i mam nadzieję, że kiedyś tu pomieszkam. W jakieś kamiennicy z widokiem na Bosfor, rano będą mnie budzić mewy i odgłos przepływającego przez cieśninę promu..
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...